O „widzeniu” Istoty. Czyli co jest najważniejsze w rodzicielstwie?

O „widzeniu” Istoty. Czyli co jest najważniejsze w rodzicielstwie?

Przychodzi odpowiedni moment, chwila i pojawiamy się w czasie, łączymy się z ciałem, znów upływa trochę czasu i gdy mija magiczne 18 miesięcy naszego życia w ciele, powstaje nasza umysłowa samoświadomość – JA. Wow. Coś powstaje, coś się kończy… Od tego momentu rozpoczyna się rozwój umiejętności myślenia, odkrywamy, że „ja to ja” a nie np.: mama, manifestujemy swoją autonomię, odkrywamy siebie, cóż często trudne to dla otoczenia… A nasz umysł rozwija się, kształtuje, tempo niezwykłe, chłonie wszystko. Skleja się z wyobrażeniami, dynamikami i pojęciami… Co zyskujemy? Wiemy, rozumiemy… uzyskujemy iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa i kontroli, „jakąś tożsamość”. Teoretycznie umiemy myśleć, a właściwie, myślenie zaczyna przysłaniać nam Bycie. Tak mocno identyfikujemy się ze światem myśli, mawiam: uzależniamy się od myślenia, że nie zdajemy sobie sprawy, ba nie podejrzewamy nawet, że jest coś „pod spodem”, a egotyczny umysł stale dąży, myśli, szuka winnych, problemów, analizuje, chce rozumieć, wiedzieć, NAZYWAĆ, poprawiać i zmieniać, więcej, szybciej, lepiej. I nigdy nie ma dość… Rozpoczyna się „wyścig”…

Co tracimy? Najczęściej kontakt ze sobą, z Rzeczywistością, z intuicją, z CZUCIEM… Z Życiem i Prawdą. Ze SPOKOJEM, poczuciem, że wszystko jest na swoim miejscu, że ŻYJEMY. Wchodzimy w świat ocen: dobre – złe, lepiej – gorzej, powinno – nie powinno… BYĆ tak jak JEST, i w końcu wchodzimy w role społeczne tak mocno, że już nie widzimy różnicy między tym kim jesteśmy a rolą, stajemy się nią: synuś, dziecko, pracownik, właściciel, określony zawód (lekarz, trener, terapeuta, handlowiec …), córka, siostra, „psiapsiółka”, rywal, teściowa, emeryt, senior, inżynier… lista nie ma końca. Na powierzchni „stajemy” się kimś, jacyś. Ośmielę się przypomnieć, że JEST KTOŚ, kto wchodzi w rolę, w pełnienie jakiejś funkcji. To JA – Świadomość. Obserewator. (Kurcze, żadne słowo mi tu nie pasuje, „za ciasne”, nie umie oddać tego KTO… zresztą, już nie chcę tego definiować…bo, kiedy zbliżam sie do tego KTO – nastaje Cisza).

I co tu dużo mówić, większość z nas wchodzi w rolę rodzica, ale KTO w nią właściwie wchodzi? A skoro jest KTOŚ kto zostaje rodzicem to kim jest KTOŚ kto rodzi się jako dziecko? I czy widzę tego KOGOŚ w tym moim dziecku?

Czy to JA, rozumiane jako bezpostaciowa, ponad czasem i materią Świadomość JESTEM, czy twoje wyobrażenia o sobie i świecie, zestaw map i strategii na życie, czyli potocznie –  egotyczna reprezentacja z Twoim imieniem?

A dziecko, czy jest tylko początkowo tkliwym i całkowicie zależnym zestawem cech psycho-fizycznych, rosnącym w zdumiewającym tempie z imieniem dziecka, do którego rościsz sobie prawo „moje”?

Kiedyś, tj. kiedy zrodziła się Pierworodna, nasza pierwsza Córka, miałam przekonanie, i święte pragnienia by być świadomym rodzicem. Tak, a co. Szybko doszłam do momentu, w którym mówiono o mnie, że „doktorat z psychologii rozwojowej i pediatrii mogę pisać”… Komunikacja na najwyższym NVC  (Nonvolient Comunication – Porozumienie Bez Przemocy). Żyć nie umierać. Na niemal wszystko miałam odpowiedź i teorię, dotyczącą rozwoju, zdrowia, pielęgnacji, wychowania i opieki… Przede wszystkim byłam ekspertem od własnego dziecka. JA MAMA i EKSPERT… jeszcze wtedy  jednak nie „widziałam” nikogo więcej niż „moje dziecko”, nie wiedziałam też, że JA JESTEM, byłam sklejona z rolą matki i widziałam rolę dziecka… sprawowałam funkcje opiekuńczo – wychowawcze roli matki nad poznaną rolą dziecka. HEH. Coś jednak nie grało.

Przyszły pytania m.in – co pamiętam ze swojego dzieciństwa? Odpowiedź dość ponura dla mnie padła… Choć dzieciństwo w zewnętrznym wymiarze można zdefiniować niemal „jak pączek w maśle”, zewnętrznie szczęściara, szczęśliwe dzieciństwo, nic nie brakowało… zresztą tak też to po latach widzą to moi rodzice. Skądś jednak była  – wzięła się ta „rana unieważnienia”, zwana także raną odrzucenia, matczyną, narcystyczną. Skąd tyle wypartego bólu, lęku i smutku było? Czegoś jednak zabrakło, czegoś było za dużo, bo kiedy dorosłam ani nie wiedziałam kim jestem, oprócz płci i zawodu (znów te role), a głód „bycia zauważonym, usłyszanym”, głód Istnienia sączący się z rany unieważnienia zatruwał codzienność.  To ten moment, kiedy osiągnęłam wszystko o czym marzyłam: kochający mąż, zdrowe dziecko, wielki dom z ogrodem, auta, wykształcenie, uznanie, robi co lubi….  A co pamiętałam z dzieciństwa? Posprzątany dom. Czyste, wyprasowane ubrania. Dwudaniowe obiady, czasem jakiś wspólny wypad z Tatą na rower, flyje… i jeszcze kilka innych mniej porządanych faktów… A czego nie pamiętałam? Mamy i taty… Tego, żeby mnie WIDZIELI…Żebym dla nich Istniała. Rodzice, którzy działali, troszczyli się, dla mnie, dla nas…z pominięciem ISTOTY. Taka była ich droga…Takie sami mieli zasoby.  Przemyślenia te zbiegły się z osobistym doświadczeniem JA JESTEM, które zburzyło cały skrupulatnie utkany przez egotyczny umysł świat….Ukazując Rzeczywistość…

 

I cóż, z całym szacunkiem do wiedzy, nauki i umiejętności – zdecydowanie utrudniały mi BYCIE i WIDZENIE, zarówno czucie tego KIM JESTEM jak i WIDZENIE dziecka. Włączał się „analizator”, co to za faza rozwojowa, że tak się zachowuje, czy wszystko w porządku, jaką maść na tę wysypkę, co na kaszel, czy nie spadnie lub 4 kroki NVC (to dopiero jest kaliber –  truciciel Bycia?), dociekanie czego potrzebuje i co czuje ja, ono, inni… przysłaniając OBENOŚĆ.  Prościej jest wiedzieć i nazywać u innych, niż CZUĆ u SIEBIE I BYĆ… Tak, najlepiej Widzi się tylko SERCEM…dużo „spiny” kosztuje, gdy głowa chce myśleć sercem ?…

Co jest więc najważniejsze w rodzicielstwie? Równowaga. Między uwagą na to co zewnętrzne: komunikacja, dbanie o zewnętrzne potrzeby, zwykłe zainteresowanie a uwagą skierowaną na ISTOTĘ i BYCIE. Świadomość tego KIM Jestem, albo bardziej, że JESTEM, w sobie, kimś więcej niż ciało, egotyczny umysł czy emocje. Zauważenie, świadomość tego, że JESTEM. Tylko wtedy można zauważyć ISTNIENIE tego Kogoś w ciele dziecka. Rodzic i dziecko, ich ISTOTY na jakiś czas siebie wybrali. A największym zadaniem w tej roli rodzica, jest to Życie Dostrzec, i stworzyć warunki by mogło wzrastać. Zauważyć i POCZUĆ KOGOŚ więcej i głębiej niż ciało i zestaw potrzeb, zachowań i emocji. I o ile na poziomie czysto ludzkim nie jesteście tym samym: rodzic – mądrzejszy, większy, silniejszy etc., i to niezaprzeczalne, o tyle na poziomie ISTOTY i Życia jest JEDNOŚĆ.

 

Jak tego doświadaczyć? W filmie Avatar pada wymowne wyrażenie: WIDZĘ CIĘ. W Matrixie: „wiem, że tam jesteście”. Dodałabym CZUJĘ CIĘ. W praktyce: kiedy podchodzi mały człowiek (bądź po prostu DRUGI CZŁOWIEK) patrz uważnie w jego oczy…patrz i słuchaj… będzie mówił, może „jęczał” o różne rzeczy… słuchaj i milcz… SAM BĄDŹ OBECNY. Patrz na dziecko, lub raczej tego Kogoś kogo nazywamy dzieckiem, patrz przez oczy swojego ciała i zobacz, w oczach jego ciała, że ON/ONA tam (w tym małym/dużym ciele) JEST.

Z czasem będziesz WIDZIEĆ najpierw JEGO, a właściwie jego ISTOTĘ (dziecko/dorosłego) a potem to co zewnętrzne, co oznacza, że przestanie ci przeszkadzać hałas, bałagan, jego wady, odejdzie napięcie i stres z relacji…robiąc miejsce MIŁOŚCI. A ono samo będzie ZAUWAŻONE tym kim JEST i takie jakie JEST, bez wyobrażeń jakie powinno być. Jako „skutek uboczny” –  „nastąpi poprawa w zewnętrznej obsłudze”. Głęboka WIĘŹ.  Relacja zacznie „płynąć”… z OBECNOŚCI i CHWILI OBECNEJ wypłynie to co ma się dziać.

Wydaje się to łatwiejsze, gdy nic „dynamicznego się nie dzieje”, gdy chce i przychodzi się przytuli, nic konkretnego nie chce, nie potrzebuje, albo tylko coś relacjonuje. Patrz i słuchaj. Dotykaj wtedy, głaszcz rączkę, plecki, palcami przeczesuj włosy. Ciesz się wszą wspólną Obecnością. Dajesz mu najważniejszą lekcję i dar,  że Go Widzisz, Czujesz, że cieszysz się, że JEST. Mów: WIDZĘ CIĘ, SŁYSZĘ. JESTEM. JESTEŚ. CZUJĘ CIĘ. Warto to ćwiczyć, gdy jest „spokojnie”, przyda się gdy przyjdzie rozzłoszczone, smutne, bezradne, wystraszone, roszczeniowe. Gdy będzie „hałaśliwe” i „w oporze”. Łatwiej będzie Go wtedy Dostrzec pod tym wszystkim. Wtedy też PATRZ w oczy i słuchaj, do końca. Zobacz JE. I może nie od razu rozwiążesz jego problemy, ukoisz emocje etc., zresztą nie chodzi też o to by je zmieniać i eliminować. Ale by JE PRZYJMOWAĆ I UZNAĆ za rzeczywiste, bez OCENY i uzurpacji dawania prawa do zaistnienia. Bez chęci zmieniania. Z danej chwili wypłynie to co ma być wypowiedziane, gest który ma być wykonany. I od tego czy rodzic WIDZI ISTOTĘ, zależy czy jego dziecko, jako ISTNIEJĄCE wkroczy dorosłe życie, czy będzie musiało często i  dotkliwie „szukać siebie” i „udowadniać swoje ISTNIENIE.

 

Zakończenie: jakiekolwiek by nie było w zewnętrznym wymiarze (może przecież nie dostać tego czego chce) otrzyma to czego tak naprawdę potrzebuje – zostanie ZAUWAŻONE w swojej i Twojej OBECNOŚCI. Po to „przyszło do Ciebie”. Wystarczy.

I o to chodzi w każdej relacji… BY się WIDZIEĆ I CZUĆ NAPRAWDĘ.

Z Miłością

 

Anna Cygan -pedagożka, coach, trener rozwoju osobistego, w trakcie studiów psychologicznych na SWPS; prywatnie szczęśliwa żona Łukasza i mama 4 dzieci.